Normandia, lata 60-te XIX wieku. Dziewięcioletni sierota Charles znajduje się pod opieką zrzędliwej ciotki Léontine MacMiche. Jest ona nie tylko prawną opiekunką chłopca, ale też zarządczynią majątku o wartości ponad pięćdziesięciu tysięcy franków, przekazanego mu przez rodziców. Kobieta traktuje jednak swego podopiecznego w prawdziwie podły sposób – odmawia mu jedzenia i stosuje przeróżne kary cielesne. Na szczęście sprytny malec z pomocą zaprzyjaźnionej służącej nabiera przesądną staruszkę. Wmawia jej, że opanował go sam Diabeł, na skutek czego pani MacMiche wysyła go wraz ze służącą do szkoły z internatem. Szybko okazuje się jednak, że „mały dobry diabełek” wpadł z deszczu pod rynnę – w internacie panuje jeszcze większy rygor niż w domu rodzinnym. Na wszystko jednak znajdzie się dobry sposób.
Moja ocena: 10/10 („arcydzieło”) Film „Mały diabeł” zachwyca świetną muzyką i starannie dobranymi tradycyjnymi normandzkimi strojami. Dorośli wyglądają w nich przekonująco, a chłopcy uroczo. Książka na podstawie której nakręcono film nie ma polskiego tłumaczenia, więc trudno określić na ile jest to wierna ekranizacja. Prawdopodobnie wprowadzono wiele skrótów, ponieważ większość wątków jest zaledwie zarysowanych. Nie jest to jednak wada, ponieważ dodaje całości dynamizmu, mimo historycznego sztafażu. Realizatorzy podeszli też na serio do tematu kar cielesnych, które pod koniec dziewiętnastego wieku były wobec dzieci powszechnie stosowane.