„Jeśli pójdziesz za słońcem, możesz obejść całą ziemię i powrócić do tego samego miejsca, ale z drugiej strony.” – Sześcioletni Sandu postanawia przetestować prawdziwość tego rozpowszechnionego wśród kolegów z podwórka mniemania. Chłopczyk popchnięty nagłym impulsem wyrusza w podróż jeszcze tego samego ranka. Po drodze spotyka sprzedawcę biletów na loterię, naukowca z Instytutu Badań nad Słońcem, nastolatka wypalającego napisy na ławce przy pomocy lupy. Odkrywa również że wykonujący śmiertelnie trudną sztuczkę akrobata, to w rzeczywistości drobny łysawy mężczyzna, będący pod przemożnym wpływem władczej żony. Wszystkie spotykające go wydarzenia i napotykani ludzie są powiązani słoneczną metaforyką, której zasady wyznacza światło, ciepło, kolor złota i kształt owalu.
Moja ocena: arcydzieło (10/10) „Człowiek idzie za słońcem” to jedno z najciekawszych dzieł nowej fali z czasu odwilży w radzieckim kinie lat 60-tych. Oniryczny, pełen symboliki obraz Michaiła Kalika zaskakuje awangardową ścieżką dźwiękową, urzekająco pięknymi zdjęciami i afirmatywnym przekazem z dziecięcą postacią w nadrzędnej dla fabuły roli. Przypomina inne dzieło z Rosji radzieckiej powstałe w latach 60-tych: „Kupiłem tatę„, w którym malutki chłopiec zderza się z ogromem i dynamizmem miasta.