Opóźniony w rozwoju mężczyzna bierze pod swoje skrzydła podobnego do siebie chłopca
Biedna kanadyjska prowincja lat 30. XX wieku. Opóźniony umysłowo Henry ma problem z porozumiewaniem się z innymi, ale mimo to jest tolerowany przez miejscową społeczność. Mężczyzna spędza czas włócząc się po okolicy, potrafi też pięknie grać na harmonijce ustnej. Pewnego dnia spotyka podobnego do siebie małego chłopca – Verlina. Brak opieki specjalisty sprawia, że malec jest zamknięty w swojej skorupie i nikt nie jest w stanie do niego dotrzeć. Mężczyzna bez wahania sadza chłopca na swoich ramionach i zabiera na małą wędrówkę. Spotkanie mężczyzny i chłopca sprawia, że Verlin zaczyna się otwierać. Jego rodzice z jednej strony są szczęśliwi, że ich synek łapie kontakt ze światem, ale z drugiej strony ulegają podszeptom sąsiadów, którzy sugerują, że Henry może być niebezpieczny i że przyjaźń mężczyzny z chłopcem jest nieakceptowalna. Sprawy przybierają zły obrót, kiedy na skutek zabaw Henry’ego i Verlina wybucha pożar.
Moja ocena: 10/10 („arcydzieło”) Piękny film, który można odczytywać na wielu różnych poziomach. Dla mnie „Henry i Verlin” to przede wszystkim film o akceptacji dla skrajnej odmienności od norm – upośledzenia umysłowego i bliskiej relacji mężczyzny z niespokrewnionym z nim chłopcem. Film trudno zaklasyfikować – nie przystaje on do znaczących gatunków, ponieważ mimo powagi przedstawianych na ekranie wydarzeń jest w nim zawarta spora dawka (nieco wisielczego) humoru. O tym, że możemy się spodziewać niezwykłego seansu świadczy też obecność w obsadzie reżysera Davida Cronenberga.
Podobne:
Warto obejrzeć dwa filmy, które łączy ten sam niezwykły klimat i podobna tematyka: „Dwóch ojców” i „Człowiek bez twarzy„.