„Piccoli fuochi” zasługuje na lepszy tytuł, niż dziwaczny i pretensjonalny „Mężczyzna w dziecku„. Polski tytuł niedwuznacznie sugeruje, że tematem filmu jest pociąg seksualny kilkuletniego chłopca do kobiety, co oczywiście jest nieprawdą. Oryginalny włoski tytuł można by przetłumaczyć dosłownie jako „Małe ognie”, bądź „Małe płomienie”, co nawiązuje do zamiłowania chłopca do ognia (na początku filmu rozpala on małe ognisko w salonie).
Głównym bohaterem „Piccoli fuochi” jest sześcioletni Tommaso (Dino Jaksic). Rodzice nie poświęcają mu swego czasu. Zarówno ojciec pisarz, jak i matka pracują całe dnie, zostawiając malutkiego synka samego przed telewizorem, gdzie jest wystawiony na filmy z makabrycznymi scenami przemocy. Osamotniony Tommaso zaczyna być nawiedzany przez trójkę wymyślonych przyjaciół – Króla, Smoka i blaszanego robota Obcego. Ich złowieszcze podszepty doprowadzają do usunięcia grubiańskiej opiekunki chłopca. Sytuacja zmienia się, gdy nową opiekunką zostaje piękna i zmysłowa Mara. Tommaso znajduje u niej wytchnienie od prześladujących go zjaw. Niestety powracają one, kiedy malec staje się obserwatorem burzliwego romansu Mary z brutalnym uwodzicielem Leo.
„Piccoli fuochi” to film niepodobny do żadnego innego (pod względem niezwykłego klimatu kojarzy mi się z kanadyjskim dramatem „Mario„). Rozgrywa się w świecie małego dziecka, a mimo to jest niejednoznaczny i mroczny. Na szczęście reżyser nie przekroczył granic dobrego smaku, więc mimo że film nie nadaje się dla dzieci, to z pewnością nie jest to horror, ani thriller. Można go uznać za dramat psychologiczny z elementami fantasy. Zdecydowanie polecam.
Źródło zdjęcia:
„Piccoli fuochi” – Portal Cinema.de
Moja ocena: 9/10 („rewelacyjny”) za niezwykły oniryczny klimat i świetną rolę Dino Jaksica.