„Twoje, moje i nasze” z 1968 r.
Film „Twoje, moje i nasze” („Yours, Mine and Ours”) wyszedł z pod ręki Melville’a Shavelsona, który był zarówno reżyserem, jak i scenarzystą większości swoich produkcji. Aktywny już od lat 40-tych Hollywoodzki reżyser nakręcił ponad dwadzieścia filmów. Większość z nich to romanse ze sporą szczyptą humoru, których tematem jest nie tylko miłość, ale też ogólnie rodzina i życie rodzinne. Oprócz „Twoje, moje i nasze” innym interesującym filmem Melville’a Shavelsona jest powstały kilka lat później i utrzymany w podobnym klimacie „Rodzinne potyczki” („Mixed Company”).
Opis fabuły
Oparty na faktach. Podstarzały wdowiec Frank Beardsley (Henry Fonda), z zawodu oficer marynarki, zakochuje się w pielęgniarce Helen North (Lucille Ball). Wkrótce stają na ślubnym kobiercu. Nie byłoby w tym niczego dziwnego, gdyby nie to, że oboje są wdowcami ze sporą gromadką dzieci z poprzednich małżeństw. Frank ma dziesięcioro, a Helen ośmioro dzieci. Zaraz po ślubie państwo młodzi przeprowadzają się do podmiejskiej willi, w której mają nadzieję stworzyć wspólną rodzinę dla siebie i osiemnaściorga swoich pociech. Już od pierwszych dni pojawiają się problemy, które jednak udaje się przezwyciężyć wspólnym wysiłkiem i dobrą organizacją. Po jakimś czasie okazuje się, że pani North-Beardsley spodziewa się kolejnego, dziewiętnastego z kolei dziecka.
Wrażenia z seansu:
Jest to stary amerykański film, w poprawnym politycznie i zachowawczym stylu. Ojciec jest w nim ostatecznym autorytetem, któremu należy się posłuch w każdej sytuacji. Matka to wiecznie zapracowana, ale dzielna i szczęśliwa kura domowa. Jedyny ryzykowny temat, to napastliwy chłopak jednej z dorastających córek duetu Beardsley-North, który i tak zostaje szybko spławiony. Film jest jednak przyjemny w odbiorze, aktorstwo na bardzo dobrym poziomie, wiele humoru sytuacyjnego i obyczajowego, ciekawa muzyka. Minusem jest sytuacja, w której między rodzeństwem nie ma prawie żadnych konfliktów, może jedynie jakieś przekrzykiwania na samym początku, a małżeństwo jest do granic możliwości przykładne i zasługuje wręcz na medal. Trochę to przesłodzone i myślę, że końcem końców, film spodoba się raczej tylko dorosłym.
Chłopięca obsada:
Chłopców gra bardzo dużo, ale znaczącą rolę odgrywa tylko jeden młody aktor imieniem Eric Shea. Chłopiec urodził się 19 lutego 1960 r. Rola Phillipa Northa była jego debiutem w filmie pełnometrażowym. Podczas kręcenia filmu miał ok. 8 lat. W filmie jest małym pechowcem, któremu nic się nie udaje, a jednak to on pierwszy akceptuje nową sytuację i chciałby mieć nazwisko po nowym tacie. Jest to zdecydowanie najśmieszniejsza i najsympatyczniejsza postać filmu.
Eric Shea jest młodszym o dwa lata bratem Christophera Shea (który również był popularnym dziecięcym aktorem w latach 60-tych w Ameryce).
Kilka klatek z filmu:
Moja ocena: 7/10 („dobry”)
„Twoje, moje i nasze” z 2005 r.
W 2005 roku powstał sequel pod tym samym tytułem „Twoje, moje i nasze„. Nakręcił go Raja Gosnell, który już od jakiegoś czasu upodobał sobie robienie nowych wersji starych Hollywoodzkich filmów rodzinnych. Nowsza wersja zdobyła większą popularność od poprzednika. Została nawet wydana na DVD w Polsce. Film zawiera dużo śmiesznych momentów, można go polecić zarówno dla rodziców, jak i dla dzieci.
Opis fabuły:
Admirał Frank Beardsley (Dennis Quaid) przypadkowo spotyka swoją dawną miłość Helen North (Rene Russo). Pod wpływem nagłego impulsu postanawiają się pobrać. Fakt, że oboje mają dzieci z poprzedniego małżeństwa, nie tylko im nie przeszkadza, ale wręcz zbliża do siebie. Szybko okazuje się, że dzieci nie są zachwycone tym pomysłem. Frank wychowywał swoje dzieci stosując rygor i nakazy dyscypliny, a Helene, z zawodu projektantka, dawała im dużo swobody. Młodzi Beardsley’owie i North’owie jednoczą siły, aby doprowadzić do rozstania nowych rodziców, wykorzystując różnicę w ich charakterach i poglądach na wychowawanie.
Wrażenia z seansu:
Sequel jest zdecydowanie lepiej przemyślany od oryginału. Sylwetki dzieci nie są tylko dodatkiem do romantycznej historii. Dzieci mają dobrze zarysowaną psychikę i motywacje (to jest trudne w przypadku kilkunastu młodych aktorów w obsadzie, ale jednak wykonalne). Nowsza wersja lepiej też oddaje współczesne stosunki rodzinne, w których akcent powoli przenosi się z dorosłych na dzieci. Jest to w równej mierze film dla rodziców, jak i dla dzieci – prawdziwie familijny.
Chłopięca obsada:
W filmie z 2005 r. prym wiedzie duet Nicholas Roget King i Ty Panitz. Nicholas gra Aldo Northa, szatynka o dużych ciemnych oczach wychowywanego przez samotną matkę o artystycznej duszy. Ty jest w filmie Ethanem Beardsley’em – synem „oficera” Franka, zawsze zdyscyplinowanym i grzecznym. Mimo tak dużych różnic Aldo i Ethan od razu się zaprzyjaźniają i przez większą część filmu są nierozłączni. Nicholas Roget King i Ty Panitz to jeden z najlepszych dziecięcych duetów aktorskich, jaki miałem okazję oglądać. Więcej zdjęć chłopców na stronie filmu „Twoje, moje i nasze” na portalu Moi chłopcy.
Moja ocena: 9/10 („rewelacyjny”)