Ruby skończyła osiemdziesiąt trzy lata i właśnie odebrano jej prawo jazdy. Żeby uniknąć widma przeprowadzki do domu starców, kobieta rozważa wynajęcie komuś nieużywanej części domu. Ruby marzy o sąsiedztwie młodej businesswoman, najlepiej anglikanki, która w razie czego mogłaby jej udzielić pomocy. W poszukiwaniach odpowiedniej kandydatki pomaga jej bratanek, który dla niepoznaki przedstawia się jako agent nieruchomości. Kiedy w domu pojawia się potencjalna najemczyni – ubrana w czerwony kostium Rata – Ruby jest przekonana, że to idealny wybór. Rata podczas spotkania nie wspomina jednak o tym, że ma syna Williego, kłopoty z opieką społeczną, pracuje co prawda w firmie finansowej, ale jako sprzątaczka, a ponadto stara się o angaż jako wokalistka punkowego bandu The Apocalypse. Rata i Willy wprowadzają się do domu Ruby i wszystko wskazuje na to, że szykuje się istna katastrofa.
Moja ocena: 9/10 („rewelacyjny”) Pietystycznie przygotowane autorskie dzieło, wystudiowane jak malarstwo dawnych mistrzów, a jednocześnie nieco zwariowana komedia z mnóstwem muzyki, magii i niezwykłych zbiegów okoliczności. Zaskakująco świeże kino wprost z Nowej Zelandii, które pozwala ujrzeć życie z innej perspektywy, odmienia serce i przywraca wiarę w ludzką dobroć. Kawałek uroczego filmowego świata nie tylko dla miłośników komediodramatów, ale też dla wszystkich, którzy po prostu szukają w kinie „czegoś więcej”.
Podobne: „Ruby i Rata” to unikalny film, niepodobny do niczego innego, ale jeśli miałbym wskazać coś zbliżonego, to polecam 2 pełne temperamentu produkcje z odległej Hiszpanii: „Mateuszek” i „La Guerra de papá”.