Belfast, lata 70. Irlandia Północna jest wstrząsana konfliktem pomiędzy katolickimi nacjonalistami, którzy chcą zjednoczenia, a protestanckimi unionistami, którzy są temu przeciwni. Całe dzielnice miasta są podzielone na strefy protestanckie i katolickie, a pewien kolejowy most oddziela obie społeczności. Jonjo mieszka po jednej stronie dzielnicy, a Mickybo po drugiej.
Podczas jednej ze swoich szaleńczych ucieczek podczas kradzieży jabłek, Mickybo przypadkowo wpada na Jonjo. Jonjo zyskuje sobie jego sympatię i podziw, bo jest pierwszą osobą w mieście, która biega szybciej niż on.
Mickybo pochodzi z wielodzietnej katolickiej rodziny, w której nikt nie dostrzega jego problemów. Mama próbuje jakoś związać koniec z końcem, a ojciec spędza całe dnie w lokalnym pubie. Życie Mickybo najbardziej utrudniają mu jego starsze siostry bliźniaczki, które są ciekawskimi skarżypytami.
Jonjo natomiast jest jedynakiem, wychowuje się samotnie z ojcem i mamą. Ojciec Jonjo uważa, że miejsce kobiety jest w domu, więc nie pozwala żonie na wypad na miasto do kawiarni na lody. Jojno obserwuje, jak relacje jego rodziców coraz bardziej się schładzają.
Pewnego dnia Mickybo i Jonjo wślizgują się do kina na western przeznaczony dla dorosłej widowni „Butch Cassidy i Sundance Kid”. Zafascynowani filmem chłopcy, postanawiają przybrać imiona swoich ulubionych bohaterów i uciec do Australii. Znajdują broń i wyruszają na przygodę.
Moja ocena: 10/10 („arcydzieło”). „Mickybo i ja” to zgrabne połączenie wzruszającego dramatu obyczajowego z brawurową komedią i filmem o dojrzewaniu. Ma on również cechy filmu drogi, w którym bohaterowie wspólnie podróżują przez Irlandię. Sporą rolę gra psychologia głównych bohaterów. Jonjo to chłopiec nieco rozmarzony, cichy i grzeczny z tzw. „dobrego domu” w którym emocje się ukrywa. Mickybo to z kolei jego całkowite przeciwieństwo, to istny diabełek, którego wszędzie pełno, nieokiełznany łobuziak, złodziejaszek, który uwielbia siebie i swego przyjaciela pakować w najbardziej niedorzeczne tarapaty. Dynamika ich emocji jest motorem, który stanowi serce tego filmu. Wzruszające jest zakończenie, które każdorazowo wyciska łzy.
Podobne:
Film o ucieczce dwójki młodych Irlandczyków na dziki zachód: „Na zachód„.
1 Comment
Add Yours[…] „Mickybo i ja” reż. Terry Loane […]